poniedziałek, 4 czerwca 2012

NAZARETH - No Concert For Old Man


No Concert For Old Man
(To Nie Jest Koncert Dla Starych Ludzi) – czyli Nazareth w Eskulapie 31.05.2012




To nie był koncert dla starych ludzi, choć średnia wieku to jakieś 55 lat. Wszyscy zgromadzeni pod sceną, dość szczelnie wypełniając Eskulap, to ludzie radośni i młodzieńczy. Z twarzy kipiał entuzjazm i energia, a rozmowy w kuluarach spowodowały ,że temperatura w klubie dość szybko podniosła się powyżej komfortowej. Nie chciałam narzekać, nie mogłam i nie powinnam, po pierwsze dlatego,że w końcu znów mogłam fotografować w dobrym oświetleniu, że byłam pod sceną i że... no właśnie ,że w ogóle ten koncert się odbył. Miał być w kwietniu, a z powodu choroby wokalisty została przełożona cała trasa po Polsce z ta różnicą,że tym razem Poznań jako kończący trasę a nie rozpoczynający.
Dan McCafferty miał zapalenie płuc i to naprawdę nie było do przewidzenia jak organizm w tym wieku sobie poradzi z chorobą. Na szczęście dla nas wszystkich managment zespołu poinformował ,że trasa ostatecznie się odbędzie !!! Zakontraktowano nowe terminy a bilety zachowały ważność.






Na początek, na tzw pożarcie, inaczej, na rozgrzewkę wystąpił zespół Tri State Corner, wymieszany narodowościami i klimatami młody porywający żywiołem. I tu obserwacja, nie dość,że zespół niesamowicie potrafi rozruszać publikę oczekującą na swoich idoli odpowiednią interakcją, to na dodatek podoba się muzycznie. Szeroko czerpiąc z etnicznych klimatów Grecji, ciężkiego rockowego grania i melodyjnego starego klimatu z metalicznym pogłosem. Wokalista może nie powalał niesamowitą barwą, ani skalą, ot fajnie zaśpiewane kawałki z wplatanymi po Grecku tekstami. Bardzo sympatyczny klimat i otwartość, porwała, zdawać by się mogło, zamknięta na nowości publikę...To kolejny dowód na to,że przybyli na koncert to 'młodziaki' z otwartymi na wiele emocji duszami! Po kilku kawałkach zespół zaproponował bez zbędnego czarowania,że zagrają dwa bisy, bo po co mają się bawić w kurtuazję... po czym dostali zasłużone brawa, a nam pozostało poczekać na przepięcie sprzętowe bohaterów dzisiejszego wieczora.






Dodam ,że mieliśmy okazję pogadać potem i obfotografować się z supportem po koncercie... międzynarodowa obsada zespołu – Grecja, Niemcy i Polska, przesympatyczna i pełna humoru, gotowa do nawiązywania kontaktów i wdzięczna legendarnemu Nazareth za zaszczytną rolę kapeli supportujacej.








Podobało mi się etniczne granie na buzuki, no i greckie teksty przeplatane angielskimi. Dostaliśmy od zespołu płytę i zapewnienie,że postarają się przy następnej okazji przyjechać do Polski, bo jakoś zaiskrzyło miedzy nimi a publicznością właśnie tu! Miło!!!










No i wreszcie! Zaczęło się, emocje podgrzewała muzyka wprowadzająca, scena spowita czerwienią... iiii
Zacięło się.
Jeszcze raz...i znów się zacięło. Taśma się zacięła...
Cóż , brawa okrzyki i w końcu...

Wyszli:
Pete Agnew-gitara basowa
Jimmy Murrison –gitara
Lee Agnew–perkusja
i po jakiejs chwili Dan McCafferty – mistrz wokalu.
Zapytacie, czy dał radę? Po chorobie, po zmaganiach z cała trasą po Polsce???
TAK!!! jeszcze raz powtórzę, dał rade i trzymał fason do końca ,do ostatniego bisu!






Zaśpiewał, jak umiał najmocniej i z całych sił, co nie udałoby się niejednemu młokosowi z metryką rozpoczynająca się w okolicy największej popularności zespołu. Dął w płuca z całych sił i nie odmówiły mu posłuszeństwa.
Chwilami w obiektywie gościł jako Joker z Batmana a potem znów prawie jak inspektor Coulombo, to dziwne i niesamowite spotkać kogoś kto zaczynał karierę jeszcze zanim się narodziłam...





Basista z mimiką twarzy nie dającą się łatwo zdefiniować - to przerażenie,a to farsa i znów absolutna frywolność, przewracanie oczami, grymasy i niesamowita ekspresja sceniczna, którą tak cudownie można było zapisać na karcie pamięci w aparacie.






Pomarszczone,zorane twarze, a w sercu ciągle „maj"- starsi panowie, starsi panowie dwaj - Mc Cafferty i Agnew.
Szkoci nie szczędzili sobie atrakcji w życiu i widać ,że wesołe mieli życie, staruszkowie... swoją drogą chciałabym mieć takich dziadków... och przypominam sobie koncert Iron Butterfly... podobny czad , czad i trzęsienie ziemi zupełnie jak u Hitchcocka, bo potem było tylko lepiej i mocniej !

Cóż, poorane zmarszczkami twarze fajnie sie fotografuje, jest na czym ostrzyć autofocus, jest się na czym poznęcać... ale czy oni na to zwracaja uwagę? Bynajmniej, mimo iż foto pass pozwalał przebywać podczas trzech kawałków w tzw fosie, to potem nic i nikt nie mącił mi kadrowania, powiem więcej nie tylko zakontraktowanym fotoreporterom, a wszystkim ludziom z 'małpkami' pod scena i w tłumie w ogóle.






Ja usadowiłam się wygodnie na podwyższeniu przy konsoli akustyków i juz zostałam tam z mega fantastyczną widocznością i odsłuchem....do końca.
A starsi panowie dwaj pozwalają nie tylko na szaleństwo fotograficzne na swoich koncertach, ale i dają powyżywać się młodym w swoim legendarnym zespole. Poszaleć może gitarzysta Jimmy Murrison i robi to naprawdę przyzwoicie w woalu platynowo białych włosów. Drugi młodziak – osiłek, syn basisty, Lee Agnew- oddaje moc w kotły, ale nie koniecznie na pełen gwizdek !






Co zagrali?
"Silver Dollar Forger" ,Telegram" , "This Month's Messiah", "Dream On” ,"This Flight Tonight", "Hair Of The Dog”, "Whiskey Drinkin' Woman", "Changin' Times" te kawałki zdołałam zapamiętać z set listy. Zresztą chętnych odsyłam do zdjęcia magicznej kartki z wszystkimi tytułami. Czy to koniec podstawowej części koncertu?





Słyszałam wcześniej,że koncert jest mocno okrojony z powodów zdrowotnych, cóż zupełnie zrozumiała sprawa...
Ale... czy publika pozwoliła odejść zespołowi? Czy to był koniec? Nieeeeee, bo jeszcze trzy utwory zagrał Nazareth dla Poznania! Kończąc set kultowym utworem, a jakże "Love Hurts" nie można było juz domagać się niczego więcej...








Licząc na po-koncertowe spotkanie z Nazareth wyszliśmy do holu. Piwo i pogawędka z supportującą kapelą umiliła czas oczekiwania na... wiadomość,że niestety Nazareth jest już w autobusie. Cóż, co za dużo to niezdrowo... nieważne... trzeba wracać , czas uczty dobiegł końca.
A starzy ludzie??? Tacy dawno śpią, a ci którzy byli jeszcze w Eskulapie to inna kategoria. To ludzie z lat przestępnych, ich wiek dzielimy na cztery.








To nie był Koncert dla starych ludzi, to był koncert NAZARETH.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz