wtorek, 22 stycznia 2013

Clan oF XymoX - Alter Ego 19-01-2013 Szczecin



Clan Of Xymox - tribute to Tomasz Beksiński...


Clan Of Xymox - tribute to Tomasz Beksiński...

Tomasz Beksiński i jego cudowne wieczory i audycje w Polskim pr.III .....”Romantycy Muzyki Rockowej”, „Wieczór płytowy” itd. Czasy dawne, czasy niezwykłe i niezapomniane...
Tym skromnym tekstem chciałam złożyć hołd lub może przypomnieć (przybliżyć) człowieka, który zmienił życie moje i wielu innym, pokazując oblicze muzyki, którą to prezentował na antenie radia, w absolutnie intymny sposób zapraszał nas do swojego królestwa wrażliwości, pozwalał nam wejść do swojej duszy, czującej w nieprzeciętnie niepowtarzalny sposób. Potrafił z głośnika radia zmieniać i naprawiać świat, pomagając w tamtym czasie wielu młodym, zagubionym duszom odnaleźć drogę do odczuwania czegoś więcej niż tylko chwytliwej melodii czy nowości z list przebojów. W fenomenalny sposób przekazywał teksty czytając je na antenie, zarażając słuchaczy nie tylko muzyką ale i treścią, malując zupełnie jak jego ojciec , przedziwnej urody obrazy, w wielu skulonych beznadzieją czasów, duszach młodych ludzi.
Chciałabym czasem wrócić do tych lat, gdy leżąc na dywanie w pokoju pogrążonym w ciemności z wypiekami na twarzy spijałam każde słowo z ust Tomka Beksińskiego, mówiącego o Ultravox, Spandau Ballet, Visage, Joy Division, Soft Cell ,Talk Talk, Dead Can Dance, Clan Of Xymox, The Sisters Of Mercy i wielu wielu innych. Teksty, które tłumaczył Tomek nadawały jakiejś niesamowitej magii i czarnej poświaty , muzyka stawała się obrazem, a treść stawała przed oczami jak żywa.
Są wśród nas ludzie, którzy znają te magię, zdołali się zarazić wirusem rozpowszechnionym przez Tomka Beksińskiego i całymi „sektami” przybywają na koncerty takie, jak ten w Szczecinie, w Alter Ego...
... a na koncert kultowej w Polsce kapeli Clan of Xymox przybyła cała gotycka rodzina.
Tak, mnóstwo znajomych twarzy, stara dobra ekipa, sekta?
Czarna, mroczna z powierzchowności, wierna publiczność zespołu i .... myślę że spokojnie powiem, że na koncercie można było spotkać przede wszystkim spadkobierców muzycznej krucjaty Tomka Beksińskiego.

Więc czy może dziwić, że koncert COX był w założeniu kameralny i wręcz niedostępny dla niewtajemniczonych? Był ... wręcz intymny zarówno w zapowiedziach, jak i w atmosferze. Nie było tam przypadkowych ludzi, nie było biletów, nie było planu strategicznego, komercji i liczenia zysków... To było spotkanie wyjątkowo subtelnej natury, rodzinne i zamknięte. Wszystko co się tam wydarzyło, było obliczone na dotarcie wprost do każdego z obecnych, wręcz po imieniu, z dedykacją dla każdego kto wysłał maila do Dariusza i otrzymał odpowiedz pozytywną - zapraszam Cię na jedyny w swoim rodzaju koncert!
Clan Of Xymox to zespół legenda, bez względu na to czy okupuje listy przebojów czy nie, jest niezwykle ważny dla wielu z nas, nie dziwi więc fakt , że cała pula biletowych rezerwacji w klubie Alter Ego szybko została wyczerpana...

Niewielki, lecz klimatyczny klub Alter Ego przywitał wszystkich w zaśnieżona styczniową sobotę przyjaźnie.
Intuicyjnie wiedziałam że muszę zając strategiczne miejsce, bo podczas koncertu nie będzie mi dane łażenie pod sceną i swobodne fotografowanie...
Przygotowałam sobie krzesło , by móc z podwyższenia robić zdjęcia i ulokowałam się w prawym narożniku sceny, która zdawała się być zaledwie pudełkiem po butach w porównaniu do scen na jakich dane było występować CoX . Czy to ważne? Nie wiedziałam tego, do momentu jak weszli przeciskając się przez zgromadzony tłum około godz. 23.00. Tak! w tym dniu wszystko było niezwykłe, łącznie z godz. rozpoczęcia koncertu. Nie, nikt nie narzekał, nie komentował, nie utyskiwał, ludzie tańczyli w takt prezentowanych miksowanych kawałków rodem z audycji Tomka od godz. 20.00. Przerażało mnie nieco niebieskie światło, które świeciło na scenę, wkrótce miało się okazać, że tak pozostanie do końca występu. Okazało się również , że muzycy nie reagują alergicznie na raz, po raz błyskający flasz z dwóch , trzech aparatów. Okazało się też , że to sami oni prosili o niebieskie światła, aby nie komplikować życia akustykowi , który w dość klaustrofobicznych warunkach miałby nieco utrudnione zadanie sterowania jeszcze światłem.
Na scenie pojawili się Ronny Moorings lider zespołu i założyciel zespołu (wokal, gitara), Sean Goebel (klawisze) i Mario Usai (gitara). Mówiąc szczerze nie śledziłam przez ostatnich kilka lat wydarzeń z życia zespołu, więc nieco się zdziwiłam brakiem dziewczyn... Szukając potem różnych filmowych fragmentów z koncertowych występów w Polsce okazało się ze zespól pokazał się z tej dość okrojonej strony w Łodzi na koncercie w Dekompresji rok wcześniej. To syntetyczne granie wcale mi nie umniejszyło doznań ani emocji. Od początku uderzyło mnie doskonałe brzmienie – brawa dla akustyka! - i fenomenalna forma wokalna Ronnego.
Pewne rzeczy się nie zmieniają... na początek dostaliśmy „Stranger” kawałek z początków kariery. Moc wylała się z muzyków a wśród publiczności zagościło podniecenie i entuzjazm. „Love Got Lost”, „She Did Not Answer” i ..... absolutne ciary i wszystko co tylko można sobie wymarzyć podczas utworu „In Love We Trust” ... cóż za przepiękny kawałek! Dostalismy też „Delete” oraz melodyjną „My Chicane”, pojawiły sie też klasyki w rodzaju „Jasmine And Rose” oraz „Farewell”. Potem „A Day” zaśpiewane wraz z publiką i „The World” – chyba mój ulubiony kawałek Xymoxów w ogóle...
Muzycy wyluzowani, pogodni i przyjaźni. Ja ostatecznie wylądowałam na pianinie robiąc zdjęcia przez cały koncert, przeszkadzając muzykom flashem. W odwecie trącana byłam gryfem gitary obsługiwanej przez Mario, co zupełnie mi nie przeszkadzało, ba wręcz przeciwnie. Taki kontakt przywodzi na myśl początki kariery zespołów, kiedy to ważne jest, jak publika reaguje na muzykę usłyszaną po raz pierwszy. Tego wieczoru była to dla zgromadzonych nagroda, zagrali dla nas na wyciągnięcie ręki, dosłownie i absolutnie prawdziwie, każdy gest, każdy grymas był skierowany do każdego z nas i dla każdego z nas czytelny i jasny. Stróżka potu cieknąca po skroni, zaplątany kosmyk włosów niesfornie łaskoczący w dziurkę nosa, plącząca się pod butem kartka z set listą, namolna fotografka z flashem lub koleś stawiający kufel piwa na głośniku... To mieliśmy My, to mieli ONI.
Nie zabrakło kawałków z najnowszego albumu „Kindred Spirits” , jak sam Ronny mówił „pobocznego” wydawnictwa ze zbiorem coverów będących inspiracją dla zespołu we wczesnej karierze. „Venus” - Shocking Blue oraz wspaniały „Heroes” - Davida Bowie.
Zespół był rozbawiony, a doskonałe humory przekładały się na to co mówił Ronny ze sceny. Po zakończeniu podstawowej części koncertu stwierdził iż bez sensu będzie przepychanie się przez tłum do „garderoby” , by zwilżyć usta wodą i wrócić znów na scenę. Musimy sobie wyobrazić, że już zeszli i teraz pozostaje już tylko hałas i oklaski, które powinni usłyszeć aby znów wyjść na bis ! Tak zrobiliśmy i zespół „pojawił się” na zagranie bisowego seta. Zabrzmiały „Muscoviet Musquito” i „Back Door”.
Zespół zszedł ze sceny w oparach duchoty, emocji i szczęścia na twarzach. Nie zniknęli . Szybko wrócili do fanów lekko otwarłszy pot ze skroni wprost w objęcia fanów, którzy z naręczem płyt do podpisu, chęcią zrobienia zdjęć rzucili sie na gwiazdy.

... a kolektyw organizatorski: Darek & Czarek & Radek (który sprowadził COX do Alter Ego) siedząc w doskonałych humorach przy stoliku z płytami zapowiadał kolejne muzyczne perełki koncertowe z klasyki gatunku właśnie w Szczecinie.
Czy jestem zadowolona, że właśnie tam?
Cóż, dla wspomnień z najlepszych czasów młodości... i do Szczecina przyjadę z Poznania ....i to z całą pewnością !!!
P.S. Niektórzy z „wiernych” tęsknili za kultową postacią zespołu , którą niewątpliwie jest Mojca Zunga. Ja pozostanę przy obecnym , męskim składzie, co absolutnie mi wystarcza! BYŁO PRZEBOSKO ! DZIEKUJEMY !






























































































































10 komentarzy:

  1. hMM... pierwsza rzecz: ile autorka ma lat? musi być zaawansowana wiekiem, skoro świadomie wspomina Tomka Beksińskiego. A skoro wiekowa jest, to nie uchodzi egzaltowany gimnazjalny styl sprawozdania. Ale - może to ja się czepiam.
    Druga rzecz: niewiele nas interesują odczucia autorki, tak gimbusowato głębokie... wolelibyśmy się dowiedzieć czegoś merytorycznie. Tu nie ma na to szans. Trzecia rzecz: rozdźwięk między zaawansowanym wiekiem a gmnazjalnym podejściem do swiata Szanownej Autorki odbiera całą radość z opisu, no bo nie rzetelnego sprawozdania - z Wielkiego Konceru, polecanego onegdaj przez Wielkiego Człowieka. Reasumując, aż żal, że tak maluczcy porywają się na takie wielkie rzeczy, z motyką na słońce chciałoby się powiedzieć... I jeszcze, oczekując klaki, powołują się na Wielkich, których, z raci samej przyzwoitości, należałoby zostawić w spokoju...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na co mi przyszło, mnie zestarzałej amatorce koncertowych emocji... tak, moi drodzy do garów, dzieci i roboty, a nie po koncertach sie szlajać! Nieźle. Otóż ja, zaawansowana wiekiem weteranka koncertowa mam gdzieś opinie koneserów żądnych rzetelnych relacji z koncertów. Czy ja piszę do branżowego pisma? Czy jestem krytykiem muzycznym aby wyłapywać pomyłki w tekstach , czy odstępstwa od nagrań studyjnych? A cóż to jest rzetelna relacja? Egzaltacja gimnazjalna? O nie! Za moich czasów nie było gimnazjów! Ha, powiem więcej, za czasów Tomka B. byłam wtedy słodką uczennicą podstawówki. Szanowny „ANONIMOWY” nr 1 ma prawo do wypowiedzi jak każdy na moim blogu, MOIM! Podkreślam i z absolutnie moimi egzaltowanymi czy też nie opiniami. Zapraszam do dyskusji wszystkich , zaawansowanych wiekiem czyli w okolicy czterdziestki i tych którym wiek pozwala na wypowiedzi z racji wieku odpowiedniego bez gimbusowato powierzchownego czy też głębokiego zaangazowania. Jestem ciekawa jakich to merytorycznych wiadomości oczekiwał „ANONIMOWY”. Odsyłam do wcześniejszego wpisu na moim blogu, gdzie pozwoliłam sobie na zamieszczenie „RELACJI” mistrza Tomka B. Na temat pierwszej trasy Marillion w Polsce czyli ,O MATKO z roku 1987 !
      http://fotojustisza.blogspot.com/2012/11/marillion-w-polsce-magazyn-muzyczny-nr.html
      tym wytrwalszym polecam też poczytanie moich wypocin o koncercie Marillion z zeszłego roku.
      http://fotojustisza.blogspot.com/2012/11/marillion-stara-miosc-nie.html

      Usuń
  2. świetna relacja foty super, Droga autorko nie przejmuj się durnymi słowami krytyki. Jesteśmy w Polsce, a naszą narodową cechą jest dołowanie i pociskanie osób którym się coś chce ponad normę

    OdpowiedzUsuń
  3. Pan z pierwszego komentarza wykazał się wybitnym buractwem. Tak w głębokich przemyśleniach dotyczących wieku jak i w całej reszcie porównań stylistyki relacji autorki.
    (nie)drogi szyderco: Jeśli tekst jest poniżej preferencji oraz wysmakowanego gustu wystarczy przerwać czytanie. Albo najlepiej osobiście się pofatygować na wydarzenie i napisać lepiej.
    'Aż żal' to czytać takie nędzne podjazdy na kogoś kto jednak się postarał zrobić cokolwiek.
    Cóż do krytyki każdy pierwszy, ale żeby tak podziałać samodzielnie...


    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. piejący frustraci, ktorzy wypadli z branżowego obiegu albo niedopieszczeni recenzenci wodogłowi mogą tu wyć, bo fanów tej muzyki o taką krytykę i zawiść nie posądzam.
    jest tego zdecydowanie mniej i ich siła ograniczona,
    jedyna korzyść anonima krytykanta to prowokacja, do której się z przyjemnością odniosłem.
    frustracie! przeżywaj muzę, zdjęcia, relacje z fanami, ciesz się ze wspomnień i już zrobisz postępy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też swego czasu, kilka lat temu, miałam okazję przeżyć podobnie kameralny koncert Clan Of Xymox, poza Polską, w małym klubie.

    I..muszę po prostu stanąć po stronie Autorki, której relację przeczytalam z wielką przyjemnością. Tak, są tu wszędzie ludzie, którzy pamiętaja audycje Tomka Beksinskiego..!! I ja do nich też należę i jestem z tego dumna /nieskromnie powiem, że wyglądem śmiało "kasuję" sporo młodsze kobiety, więc z wdziękiem mam gdzieś, jeśli ktoś rozdziawi gębę, dziwiąc się, że pamiętam audycje sprzed tyyyyylu lat :-PP / Chwała tym, którzy w tym coraz bardziej chamskim świecie mają tendencje do egzaltacji i żywiołowego wyrażania swoich emocji. Też to mam, może trochę z racji wykonywanego zawodu, dlatego mi wolno..! Jak i nam wszystkim...wychowanym na wrażliwości, którą jak mało kto, potrafił przekazać Beksiński. My, którzy pamiętamy te audycje, 'tę wrażliwość' mamy, a wy już mieć nie będziecie.
    Pandora

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja o czymś innym. Grali na żywo czy tak jak to ostatnio bywa z playbacku?

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezła relacja - widzę, że masz tu niezłą ekipę komentatorów :)

    OdpowiedzUsuń