środa, 24 października 2012

Kev Fox - Live In A Living Room



KEV FOX
 deszczowa muzyka???
Kev z zespołem w Kontener Art w Poznaniu



KONCERT-DOMÓWKA
12.10.2012 
ul.SŁOWACKIEGO - POZNAŃ




Kev Fox - krótkie trzy literowe nazwisko i takież imię, a kryje się za nimi całkiem sporo...


Jeśli jeszcze nie mieliście okazji go poznać, to zróbcie to czym prędzej. Nie można przynajmniej nie spróbować spotkać się z muzyką człowieka, który ma talent do pisania mrocznych i głębokich tekstów. Piękne melodie, oszczędne w dźwięki historie o tęsknocie i emocjach, uczuciach i ich ciemnych stronach, wyśpiewane mocnym, nieco histerycznym głosem, powodują, że jego koncerty zapadają w pamięć i ma się ochotę do nich wracać. Fakt, że Kev zasługuje na sukces został potwierdzony podczas jego trzyletniej „włóczęgi” koncertowej po Europie, kiedy to wraz z zespołem pokonując ogromne odległości , sprzedał ponad 5000 kopii swojej pierwszej EPki „Help yourself’”. 
Muzykowi towarzyszy kontrabas, gitara, perkusja, klawisze, zaś Kev śpiewa grając na gitarze akustycznej.
To bardzo kameralna i wymagająca skupienia klubowa muzyka więc tym bardziej ciekawe, że Fox w trakcie pobytu w Polsce na jednym z warszawskich koncertów, poznał Andrzeja Smolika. Andrzej zaprosił Keva do swojego studia, gdzie wspólnie nagrali utwór L.O.O.T.T, który stał się singlem promującym album Smolika ’4′. Album zdobył status złotej płyty i utrzymywał się w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedawanych płyt przez kolejnych 6 miesięcy od jego wydania.
Może to ten sukces i jakaś niespotykana ostatnio miłość Brytyjczyków do Polski spowodowała, że postanowił tu zostać. Jest kolejnym naturalizowanym Poznaniakiem obok Raya Wilsona i należy się cieszyć, bo w swoim zespole ma bardzo utalentowanych muzyków, których możemy częściej spotykać:
Kev Fox & The Last Dance:
Vocals/Guitar - Kev Fox
Double Bass - Mark Arland 
Guitar/Vocals- Lee Roberts 
Drums/Vocals- Aga Matuszczak
Guitar/Keys/Sounds- Michal Gołąbek

Kev promuje od wiosny swój debiutancki album „King For a Day”, a dziś pracuje nad materiałem na kolejną płytę.
Na koncercie w „pokoju dziennym” mieliśmy okazję usłyszeć kilka zupełnie „ciepłych” kompozycji które już wkrótce pojawią się w dopracowanych studyjnych wersjach na nowym krążku.

Koncert "Kev Live from a Living Room” to pomysł niezwykły. Pomysł, który przyznam, nie wiem skąd się wziął. Ludzie byli informowani droga mailową, to było dość tajemnicze. Elitarna garstka wybrańców została poinformowana sms-em w dzień koncertu o miejscu spotkania. Okazało się nim mieszkanie plastyka , nie powiem jakiego , bo może powinna to być tajemnica do końca, dość, że atmosfera oczekiwania na koncert była podkręcona przygotowaniami instrumentów, dekadenckimi rozmowami w kuchni i na korytarzu, w międzyczasie kilka osób krzątało się po mieszkaniu ustawiając na ścianie równoległe linie laserem w celu powieszenia reprodukcji obrazów w niezwykłej sali koncertowej. Palono papierosy, pito przyniesione ze sobą trunki, rozmawiano o wszystkim. Ludzie przestawiali meble do siedzenia, pojawiły się materace na podłodze. Jak powiedział jeden z uczestników, brakuje tylko „opium” i „absyntu”. Takie właśnie towarzystwo, dość specyficznie „zakręcone” okiełznał dopiero Kev z zespołem i ich muzyka. „Koncert w Pokoju Dziennym” swą niezwykłością może zaczarować również tych, którzy nie byli na nim osobiście. W całości został nagrany i można go było od razu po koncercie kupić. Występ był naprawdę udany. Bisów nie było, ale były kuluarowe rozmowy...
Potem większość gości przeniosła się do pobliskiej piwiarni i tam w iście rodzinnej atmosferze cały zespół biesiadował do późnych godzin  nocnych wraz ze swoimi najbliższymi fanami.

Ciekawa i zjawiskowo skromna postać Keva zobowiązuje do wierności jego muzyce. Tak właśnie, mogę odważnie powiedzieć po trzech odbytych koncertach. Z pewnością pójdę na kolejne, a wszystkim, którzy mają choć odrobinę wrażliwości radzę zrobić to samo.
Tak, jak postać Keva z charakterystycznym „kapelutkiem” zatkniętym lekko na tył głowy jest juz rozpoznawalna w Poznaniu, tak i jego muzyka po jednym koncercie zostaje z nami, tkwi jak ten „kapelutek” zatknięta na tył głowy i ... juz nie spada.



Teraz jest doskonały czas by być niezależnym artystą. Nieczęsto się taki czas zdarza, więc mam zamiar się nim cieszyć. Dziękuję Gosi Bego (manager), Bego Booking i Gusstaff Records.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz