Są tacy którzy, nie akceptują Marillion bez Fisha. Są tacy, co myślą dokładnie odwrotnie. Jest sporo takich, którzy postawili krzyżyk na solowej działalności Dereka Williama Dicka zwanego Fishem, twierdząc, że skończył się na "na Kill 'Em All" . Ci którzy zapełniają kluby koncertowe od lat, udowadniają coś zupełnie innego.
Jestem w tej ostatniej grupie, i po prostu nieobiektywnie uwielbiam zwalistego drwala ze Szkocji, który zawsze gości w Poznaniu ilekroć rusza w trasę. Może to efekt tego, że widziałam go na koncercie w Gdańsku, tym pierwszym w Polsce? Może to też fakt, że jako zakochana nastolatka, znałam na pamieć większość tekstów Marillion? Tamten gdański koncert ma się nijak do obecnych klubowych spotkań z dawnym frontmanem super grupy, ale do dnia dzisiejszego trwa moje zauroczenie charyzmą tego postawnego Szkota. Bezkrytycznie przyjmuję każdą następną w jego dorobku płytę i melduję się na każdym, z reguły poznańskim koncercie. Dania RYBNE są dla mnie zawsze niezwykle wykwintne i pyszne!
W zeszłym roku , jak wszyscy zainteresowani wiedzą , Fish wydał po prostu doskonała płytę "A Feast Of Consequences" , treść i koncepcja na ten krążek, to długa i ciekawa historia. Koncerty, które teraz trwają, to dalsza część zeszłorocznej promocji właśnie tego wydawnictwa.
Jak zwykle organizację koncertów w Polsce zawdzięczamy Krzysztofowi Ranusowi i jego agencji oraz licznym sponsorom. Koncert był bardzo dobry, przebiegł w dusznej atmosferze klubu Eskulap, słynącego z braku klimatyzacji oraz emocji, wypieków i radości na twarzach fanów.
Przed Rybą ze Szkocji, wystąpiła Ryba z Polski - Ryba And The Witches. Nie mogę obiektywnie wypowiedzieć się na temat tego zespołu. Dźwięk był kompletnie skopany, zdołałam usłyszeć jedynie ciekawą barwę głosu wokalisty. Szkoda. Po krótkiej przerwie na scenie pojawili się muzycy i sam Fish.
Lista utworów, którą zamieszczam wyżej, okazała się stylistycznie bardzo spójna. Stonowane i rozwijające się w mocne brzemienia utwory, krótsze i te rozbudowane do suit, w dobrym progresywnym stylu to to, co dostaliśmy w nagrodę za wierność. Fish tym razem mniej jakby gadatliwy niż zwykle, nie było też butelki wina, nie wspominając o kiedyś nieodłącznym atrybucie sceny w Polsce, czyli „Żubrówki”. Nasz ulubieniec, bardzo „spoważniał” , jeśli można powiedzieć coś takiego o 56 letnim mężczyźnie. Na nosie okulary, a i humor już mniej przaśny. Może dlatego, że „pilnuje” go córka, piękna Tara, sprzedająca w sklepiku płyty , koszulki i inne pamiątki? Może jednak refleksja i zapowiedzi o zakończeniu kariery muzycznej są prawdziwe? Melancholia?
Usłyszałam opinie, że niektórym z licznie przybyłych na koncert, zabrakło tych najbardziej, zawsze oczekiwanych, „starych dobrych hitów” Marillion. Na pocieszenie powiem, że Derek uprzedzał, iż na tej trasie będzie się "oszczędzał", przed 30 rocznicą wydania krążka "Misplaced Childhood". Tak, tak, to juz 30 lat.... a nasz Fish planuje z tej okazji trasę! W czwartek, z repertuaru starego Marillion zabrzmiał tylko, a może aż „Heart of Lothian”, „Incubus" oraz „Slainte Mhath”.
Nie wiem jak Wy, ale ja nadal będę się pławić w „zarybionej” wodzie, lubię pływać, by nie powiedzieć , że kocham! Czekam na 2015 aby odbyć z Fishem wspominkową podróż do lat dzieciństwa. A Was moi drodzy zostawiam z kadrami z koncertu i tym razem przychylnie, wręcz łaskawie patrzącym w stronę obiektywu bohaterem wieczoru.
Do you remember
chalk hearts melting on a playground wall
Do you remember
dawn escapes from moon washed college halls
Do you remember the cherry blossom in the market square
Do you remember
I thought it was confetti in our hair
By the way didn't I break your heart?
Please excuse me, I never meant to break your heart
So sorry, I never meant to break your heart
But you broke mine ....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz